piątek, 10 lutego 2012

MAŁE ODKRYCIA

To wszystko, o czym uczyłam się w teorii, przychodzi do mnie w postaci praktyki. I mimo że znam tę pierwszą, druga codziennie sprawia, że czuję się, jakbym dokonywała kolejnych odkryć. Nie są to rzeczy wielkie – czy jednak muszą być takimi, żeby zdumiewać lub cieszyć?

Powoli przyzywczajam się do tutejszego trybu życia. Dzień przesunięty jest o kilka godzin – wstaje się później i znacznie później chodzi spać. Z tym wiążą się wszystkie powszednie czynności, takie chociażby jak jedzenie. Ciepła kolacja w postaci pełnego drugiego dania o 22.00 jest normą. Tu nie ma mowy o ostatnim posiłku przed 20. (czy nawet 18.). I tak wciąż jestem najwcześniej wstającą osobą w domu, w związku z czym moje dni są bardzo długie. 

Następna różnica dotyczy przyjmowania gości. Kiedy przychodzi wieczór, czy to dzień powszedni, czy weekend, ludzie wychodzą na dwór. Tu nie ma zwyczaju robienia "domówek". Bierzesz, wychodzisz i masz problem z głowy. Nie musisz nic przygotowywać ani potem sprzątać. Godzina wyjścia? 23-24.00. Kiedy pierwszy raz miałam wyjść i się spotkać o 23.00, nie umiałam zacząć myśleć w kategoriach portugalskich. 23.00 toż to przecież noc! Normalnie o tej porze nie zaczynam życia towarzyskiego, tylko kładę się spać. Albo przynajmniej jestem już po kilku godzinach siedzenia ze znajomymi.

Inna sprawa to bezpieczeństwo. Sama po zmroku w Katowicach wychodzę tylko wtedy, kiedy naprawdę muszę – lepiej nie kusić losu i nic w tym dziwnego. Tymczasem – tak jak Wam pisałam – w środę ochłonęłam już po pierwszym szoku związanym z godzinami spotkań i poszłam na spotkanie Couchsurferów. Zaczęło się o bardziej ludzkiej porze, bo o 21.30. Na ulicach tłumy. Wracałam w miarę wcześnie (północ), bo wolałam nie spóźnić się na metro – tłumy. Czułam się jak w dzień, tylko po ciemku.  

Samo spotkanie było świetne – organizowane jest co tydzień, więc może załapię się jeszcze na dwie odsłony. Rozmawialiśmy po portugalsku. Uwielbiam rozmawiać w tym języku! Sklecam zdania na poziomie przedszkolaka, a wszyscy i tak mi mówią, że "świetnie mówisz, brawo, brawo!". Mimo że mam świadomość swoich ułomności, zawsze w takiej sytuacji serce mi rośnie, a próżność zostaje nasycona. Lepiej się uczyć, kiedy widzi się, że wszyscy wokół starają się zrozumieć. Więcej nawet, od razu korygują błędy w myśl zasady "jak się uczysz, to się ucz od razu porządnie". Czasem trudno dokończyć mi zdanie, ale co tam.

Dzięki temu, że poszłam na spotkanie, poznałam nowych ludzi i dziś jadę do Cascais. Jak dobrze pójdzie, wypożyczymy rowery (za darmochę) i pojeździmy wzdłuż wybrzeża. Wieczorem tańce. I jutro też. Ten tydzień pod względem towarzyskim był i będzie zdecydowanie intensywny. Można ten wyjazd nazwać mini-Erasmusowym.

Jutro napiszę po portugalsku. W niedzielę się przeprowadzam – zasiedziałam się u mojego hosta i wypada wreszcie zmienić lokalizację. Nie wiem, jak będzie z dostępem do Internetu, niemniej jednak postaram się być z Wami w kontakcie. Udanego weekendu! 


PS
Oglądam sobie statystyki bloga i myślę: "ale fajnie, nawet ludzie z Portugalii mnie czytają!". Żyłam w tym przekonaniu przez tydzień. Wczoraj albo przedwczoraj zorientowałam się, że to przecież ja sama jestem w Portugalii i "nabijam" wejścia na licznik. Nie ma to jak refleks szachisty! 

Jakby ktoś kolekcjonował zdjęcia prania, mogę ich zrobić setki
Tu jeszcze telewizor gratis
Szerokość uliczek w Lizbonie
Uczę się, a jak!

2 komentarze:

  1. patrzcie, jaka zdolna, uczy się butem :) uliczki jak w Barcelonie :) Polska tęskni! pozdrowienia!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aneczko, gdybym była nieco młodsza, chętnie przeprowadziłabym się do Portugalii. Bardzo odpowiada mi styl życia - mam na myśli głównie godzinowy rozkład dnia. M.

    OdpowiedzUsuń

Nawet jeśli nie jesteś zarejestrowanym użytkownikiem Bloggera, również możesz napisać komentarz!
Wybierasz: "Komentarz jako" -> "Nazwa/adres URL". Wpisujesz swoje imię (albo adres URL, ale nie trzeba) i publikujesz komentarz. Na końcu system poprosi Cię o przepisanie hasła z obrazka.
Zapraszam do inspirujących rozmów!