piątek, 17 lutego 2012

BUDDHA KITCHEN

Życie w Lizbonie zwolniło na chwilę, po to tylko, żeby znów nabrać pędu. Przestaję już myśleć: "mam wiele czasu do wyjazdu, zdążę ze wszystkim", a zaczynam: "jak ogarnąć rzeczy tak, aby niczego nie pominąć?".

Dziś uczyłam się języka nepalskiego. Spotkałam jednego Couchsurfera, który mieszka w Lizbonie, nie aż tak długo jednak, aby nie pamiętać widoku z okna domu rodzinnego – na Himalaje. Po niezwykle inspirującej rozmowie na temat życia w Nepalu i różnic kulturowo-językowych pomiędzy Europą a "tam", zostałam zaproszona do restauracji, którą prowadzą przyjaciele Krishny. Polecam wszystkim! Restauracja nazywa się Budda Kitchen i znajduje się przy ul. R. de Arroios 83B (w pobliżu metra, stacja Anjos). Przepyszne, oryginalne jedzenie i niesamowicie gościnni ludzie. Jadłam pikatną zupę, ichniejszy chleb ze specjalnym sosem i pierożki. Nie mogłam przejeść, tak dużo! Reklamę robię celowo. Dlaczego? Bo rzadko (poza CS, przyjaciele Krishny nie są Couchsurfingowcami) spotykam się z taką gościnnością, zainteresowaniem i chęcią dzielenia się sobą – kulturą, zwyczajami, językiem. Przez całe życie nie dowiedziałam się tyle o Nepalu, co dziś przez jedno popołudnie. Do tego jeden z moich nowych znajomych potrafi trochę mówić po polsku.

Co więcej? Jutro wybieram się z Jo
ão na trekking po wzgórzach Sintry, potem na karnawałową kolację. W poniedziałek zaś ruszamy z Manon (Francuzka) w drogę. W planach: Santarém, Tomar, Óbidos, Batalha, Peniche. Planowany powrót: czwartek/piątek. Szukamy noclegów i nawet już coś znalazłyśmy.

W tej chwili dalej mieszkam w Benfice – dom pełen ludzi, każdy skądinąd i każdy bardzo otwarty. Moja hostka, Viera, Słowaczka wychowana w Kanadzie, wyjeżdża we wtorek do Chin. Na stopa i rowerem przejechała sama pół świata, nie żartuję. Z Abdo, Egipcjaninem, śmialiśmy się bardzo, bo jak dla niego śnieg jest czymś niesamowitym, tak dla mnie jest taka pustynia (dla Nepalczyków morze). Z Telmo, Angolczykiem mieszkającym na co dzień we Włoszech, rozmawiamy po portugalsku, z Łotyszką byłyśmy w parku z psami. Poza nimi mieszkają tu jeszcze: Portugalka i Portugalczyk.

W niedzielę natomiast przenoszę się z powrotem na stare śmieci, pod lotnisko, do Mario. Tam zostawiam walizkę i, jak już pisałam, wybieramy się z Manon zwiedzić trochę kraju. Wrażeń bez liku!     


1 komentarz:

Nawet jeśli nie jesteś zarejestrowanym użytkownikiem Bloggera, również możesz napisać komentarz!
Wybierasz: "Komentarz jako" -> "Nazwa/adres URL". Wpisujesz swoje imię (albo adres URL, ale nie trzeba) i publikujesz komentarz. Na końcu system poprosi Cię o przepisanie hasła z obrazka.
Zapraszam do inspirujących rozmów!