czwartek, 19 stycznia 2012

PRZYPADKOWE SPOTKANIA, cz. 1 – KASIA I STASZEK

Sensem wyjazdów jest nie liczba zabytków, którą zdążyło się zobaczyć (odfajkować z listy obowiązkowej) przez cały pobyt w danym miejscu, a ludzie, jakich się poznało. Najszczęśliwsze bywają przypadki, a osób w ten sposób poznanych się nie zapomina. Myślę, że warto o nich pisać. Warto utrwalać spotkania, bo każde z nich jest wyjątkowo cenne.   

Ostatnie wakacje spędziłam na trasie Ukraina – Mołdawia – Rumunia. Pojechaliśmy we dwójkę, mając tylko z grubsza zarysowany schemat podróży, namiot, palnik gazowy i vjelikie riukzaki (duże plecaki). Po Ukrainie jeździliśmy głównie pociągami – bo tanie i na autostop nie opłacało się czekać. Najpierw tranzytem przejechaliśmy przez Lwów do Kijowa. Potem udaliśmy się na Krym. Tam też po raz pierwszy tego roku rozłożyliśmy nasz zielony apartament. Bakczysaraj w dzień urzekał tak samo jak i w nocy, szczególnie kiedy można było na niego patrzeć z góry, której grzbietem podążając dalej, prędko dało się dostać do skalnego miasta Czufut Kale. Kolejny przystanek zachwycił już mniej. 

Bakczysaraj

Sewastopol nie był gościnny. Blokowiska, gwar, dziesiątki samochodów, brak piaszczystej plaży w zasięgu wzroku i potężna Flota Czarnomorska, która dumnie stała na wodzie – to miasto z czterystoma tysiącami mieszkańców zdecydowanie nie nadaje się do tego, by rozbijać się na dziko w jego centrum. Było późne popołudnie, a my nie mieliśmy pomysłu na to, co ze sobą zrobić. Szukanie bezpiecznej plaży zajęłoby zdecydowanie więcej czasu, niż go mieliśmy. Widoma wędrówka słońca po niebie dobiegała powoli końca tego dnia. Jeśli jednak na Ukrainie nie ma się pomysłu, gdzie spać, trzeba sięgnąć do rękawa po asa. Są nim babuszki – jedyny pewnik w chwilach noclegowego kryzysu. Babuszki, jak wiadomo, stoją w okolicach dworców i proponują przechodniom stosunkowo niedrogie pokoje. Kiedy jednak pań w jednej okolicy jest za dużo, zaczyna się problem…

Mentalność ludzi na Ukrainie – oceniam przez pryzmat tylko tych miejsc, w których byłam – różni się od naszej. Ludzie są bardziej otwarci, chętniej przystają, rozmawiają i pomagają. Nie martwią się ani nakazami, ani zakazami; handel kwitnie, gdzie się da, a certyfikaty jakości nie są tak do szczęścia potrzebne jak u nas. Z drugiej strony, wielu też spotyka się tam nagabywaczy. I to takich z prawdziwego zdarzenia, którzy nie są telemarketingowcami – nie ucinają rozmowy po trzykrotnym usłyszeniu odmowy, ale mogą przedłużać ją w nieskończoność. Najlepiej nie wdawać się z takimi w dyskusję (o ile oczywiście nie chcemy czegoś kupować albo się targować). A jeśli już niechcący nam się to przydarzy, trzeba mieć dużo silnej woli i bardzo zdecydowane spojrzenie, żeby w miarę szybko uwolnić się od nich. My w Sewastopolu wpadliśmy w ręce babuszek.

Niestety, ceny kwater oferowanych przez panie nie były takie, o jakich byśmy marzyli. Kiedy więc próbowaliśmy odejść i szukać mimo wszystko dzikiej plaży, przed nami pojawili się Kasia i Staszek. Najpierw myśleliśmy, że to Polacy, tak dobrze mówili po polsku. Potem okazało się, że są Ukraińcami z Doniecka, którzy przyjechali do Sewastopola na wczasy. W Polsce byli raz, uczestniczyli w letniej szkole języka polskiego w Siedlcach. Bardzo nam pomogli. Staszek znał darmowe pole namiotowe, zabrał nas więc na nie. Dzięki temu przez dwa dni pobytu w Sewastopolu nie musieliśmy się martwić o nic – to dużo. Codzienne szukanie odpowiedniego miejsca do spania, zwłaszcza gdy przemieszcza się głównie pomiędzy miastami, a nie wśród samej przyrody, jest nieraz bardzo męczące. 

Dotarcie do pola namiotowego w Sewastopolu nie było jednak końcem naszej znajomości. Wspólnie spędziliśmy na plaży dwa długie wieczory. Siedzieliśmy, jedliśmy suszone ryby i sucharki o interesujących dla nas smakach (np. ćwikły z chrzanem czy owoców morza), porównywaliśmy życie w obu krajach. Zaprzyjaźniliśmy się i jesteśmy w kontakcie do dziś. Teraz trzymamy kciuki za Kasię i Staszka. Ubiegają się o pozwolenie na rok studiów w Polsce. Jeśli któraś z uczelni ich przyjmie, być może niebawem znów się spotkamy.

Kasia i Staszek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nawet jeśli nie jesteś zarejestrowanym użytkownikiem Bloggera, również możesz napisać komentarz!
Wybierasz: "Komentarz jako" -> "Nazwa/adres URL". Wpisujesz swoje imię (albo adres URL, ale nie trzeba) i publikujesz komentarz. Na końcu system poprosi Cię o przepisanie hasła z obrazka.
Zapraszam do inspirujących rozmów!