poniedziałek, 17 września 2012

AUTOSTOP W TURCJI. JACY SĄ TURCY?

Jechaliśmy we trókę. Trzy osoby na stopa to zawsze większy problem niż dwie albo jedna, dlatego zanim wyruszyliśmy w drogę, zadaliśmy kilka pytań Internetowi. Chcieliśmy wiedzieć, czy łudzić się, że ktoś nas zabierze, czy pozbyć się nadziei jeszcze przed wyjazdem. Dowiedzieliśmy się, co następuje: "W Turcji łapanie stopa to przyjemność, zwłaszcza że on często łapie się sam. I nie ma znaczenia, w ile osób się jedzie." Jak się potem okazało - była to najprawdziwsza prawda.

Ledwośmy ruszyli z Istambułu na wschód, od razu przejechaliśmy 400 km. Auta zatrzymywały się niemal od razu. A jako że do dobrego człowiek się szybko przyzwyczaja, kwadrans czekania trwał dla nas niedługo potem niczym wieczność. Potwierdzam więc z całą odpowiedzialnością: Turcja to raj dla autostopowiczów.

Dlaczego to, co gdzie indziej jest bardzo trudne, akurat w Turcji nie przysparza najmniejszych problemów? Powody, jak mi się wydaje, są przede wszystkim dwa. Po pierwsze, to zasługa samych ludzi, ich mentalności (o tym szerzej za chwilę). Po drugie, brak członkowstwa w Unii Europejskiej daje wolność. Przepisy drogowe, nawet jeśli obowiązują, nie są przesadnie respektowane. Dlatego obrazek 7-10 osób w samochodzie osobowym szybko przestał nas dziwić. Co więcej, tirowcy też nie mają ograniczeń - mogą przewozić tyle osób, ile się zmieści do auta. Kiedy więc osobówki zawodziły, wiedzieliśmy, że zawsze możemy liczyć na tira.

Ile aut zatrzymaliśmy? Szybko pogubiliśmy się w rachubie. Kilkadziesiąt na pewno. I poza dwoma spryciarzami (w okolicach jeziora Van i Araratu), którzy myśląc, że zarobią na turystach, żądali od nas horrendalnych kwot za przejazd (stanowcze "nie" wystarczyło, żeby zrozumieli, że nie dostaną od nas ani grosza), nie mieliśmy ani pół problemu. W Turcji jest zawsze "problem yok", pamiętajcie.

Tak jak my nie mieliśmy kłopotów z kierowcami, tak oni z nami ich raczej też nie mieli. Raczej na pewno (ach, uwielbiam wyrażanie pewności w ten sposób). Byli za to niesamowicie serdeczni, pomocni i gościnni. Herbatki, obiadki, pomoc w znalezieniu noclegu, goszczenie w domu, podarunki (czekoladki, filmy tureckie)... Tyle dobroci i bezinteresowności, ile nas spotkało w ciągu tych pięciu tygodni, wzmocniło jeszcze bardziej wiarę w ludzi.

O niektórych autostopowych kierowcach-przyjaciołach opowiem przy najbliższej okazji. Teraz napiszę Wam, jacy są Turcy.

TACY SĄ TURCY

Jeden pan, z którym jechaliśmy tirem i który rozmawiał z nami po niemiecku, wyraził się dobitnie: "Geld ist Scheiße". I takie zdanie podzielało wielu pomagających nam ludzi. W Turcji wciąż najważniejsze miejsce zajmują relacje rodzinne, przyjacielskie. Pogoń za pieniądzem i konieczność ciężkiej pracy, żeby jakkolwiek związać koniec z końcem, nie zabiły jeszcze ducha "wspólnoty". Ludzie spędzają czas razem w dużych grupach. Zawsze znajdują wolną chwilę na to, żeby przystanąć i zamienić z kimś kilka słów. Nawet jeśli są zapracowani, nie odmówią wypicia wspólnej herbaty, pomogą. Są przy tym bezinteresowni. I, przy okazji, dumni ze swojego kraju. Nam chcieli pokazać jak najwięcej, zaprezentować siebie i kraj z najlepszej możliwej strony

Oczywiście, trzeba oddzielić relacje Turków między sobą od tej między nimi a turystami. Jeśli niektórzy, zwłaszcza na południu, żyją z handlu, będą handlowali. Jeśli zobaczą turystę, będą chcieli na nim zarobić. Mimo to daleko im do bezwzględności, to raz. Dwa, kiedy widzą, że na niektórych nie zarobią (czyli na przykład na takich jak my), nie odwracają się na pięcie i nie odchodzą. Pomagają, bo jesteśmy takimi samymi ludźmi jak oni. Poza tym tak jak nas interesuje ich kraj, tak ich Polska, nasza kultura, a sama idea podróży przez całą Turcję zyskuje ich aprobatę. Zainteresowanie jest więc obustronne. 

W Turcji niezmiennie ważna jest religia. Mimo że od czasów reform Atatürka jest to kraj świecki, islam odgrywa tam kluczową rolę w zachowaniu ludzi. Jak to wyglądało z naszej perspektywy? Turcy wykazywali się ogromną tolerancją i szacunkiem wobec nas. To nic, że jesteśmy innego wyznania. Fakt, że jesteśmy ludźmi (znów to się powtarza, ale i oni powtarzali podobne słowa często), był dla nich najważniejszy. Nie narzucali się przy tym - jeśli chcieliśmy coś zrobić po naszemu, ich celem było pomóc nam zorganizować wszystko tak, abyśmy byli zadowoleni. Nie mówili: "Nie róbcie tak, bo to głupie i bezsensowne; zróbcie lepiej inaczej - tak i tak. A dlaczego macie tak zrobić? Bo my wiemy lepiej". Wypowiadali się natomiast w ten sposób: "Może zrobilibyście tak? Nie chcecie? A jak chcecie? Aha, dobrze, to spróbujemy tak zrobić."

Na koniec refleksja. Wszyscy moi drodzy Rodacy, którzy twierdzą, że Turcja jest krajem dzikim i niecywilizowanym, powinni do Turcji pojechać. Nie do kurortu, proszę. Pewnie nie zawstydziliby się widząc, że nie mają racji (cóż, ci, którzy wyrażają opinie bazujące na stereotypach, raczej nie są skłonni do kajania się), ale zobaczyliby. Po prostu by zobaczyli. Co? Ano to, jak można żyć po ludzku, łącząc wynalazki nowoczesności ze starymi wartościami. Takimi, które wynoszą na pierwsze miejsce szacunek i miłość do drugiego człowieka.

Nie znamy pana, ale chciał z nami zdjęcie
W jednym z pierwszych tirów
Pogaduszki na campingu
Wspólne kawy...
...śniadania...
...kukurydze...
...i herbatki!

3 komentarze:

  1. Opis pod pierwszym zdjęciem mnie rozbroił hehe :D Wspaniała wyprawa Kochani!!! Trzeba się spotkać, czekam na opowieści!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowymaja 08, 2014

    Wlasnie niedlugo wybieram sie do Tbilisi i bede jechac przez Turcje... Mam nadzieje ze sprawdzi sie wszystko o czym tu pisaliscie :-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Nawet jeśli nie jesteś zarejestrowanym użytkownikiem Bloggera, również możesz napisać komentarz!
Wybierasz: "Komentarz jako" -> "Nazwa/adres URL". Wpisujesz swoje imię (albo adres URL, ale nie trzeba) i publikujesz komentarz. Na końcu system poprosi Cię o przepisanie hasła z obrazka.
Zapraszam do inspirujących rozmów!