sobota, 26 stycznia 2013

O ZDANIU WIELOKROTNIE ZŁOŻONYM W KONTEŚCIE MYŚLENIA

1.
Nie bardzo wiem, co się dzieje w świecie. Telewizji brak. Dostępu do sieci też przez jakiś czas nie było (tak, w XXI wieku w Europie Środkowej w całkiem dużym mieście jest to również możliwe). Już jest, więc mogę do woli przeglądać serwisy internetowe, jednak informacje o tym, że „Rosati przyćmiła amerykańskie celebrytki w Los Angeles” czy o dziewczynie Radzimira Dębskiego, która robi coś (nie wiem, co), kiedy on udziela wywiadów, zniechęcają mnie skutecznie do przedzierania się przez stosy literek zwanych „wieściami z kraju i ze świata”.

2.
Stoję na rozdrożu. Czy to już taka natura goniwiatrów, wiecznie zatrzymujących się na czterodrożach (leksyka zaczerpnięta z wieków przeszłych), czy specyfika czasów dzisiejszych, czy może rzecz uniwersalna – nie teraz mi dociekać. Teraz widzę tylko to, że stoję na tym rozdrożu i wiem, że nieważne, w którą stronę pójdę, bo rozdarcia i tak szybko nie zaszyję. Zresztą, trzeba być dobrym w krawieckim fachu, żeby to, co się roztargało zszyć bez śladu. Na marginesie, zupełnie nie w temacie (kto chce, może pominąć ten fragment) muszę dodać, że niektórzy widzą w zdaniu ‘Jestem/Jesteśmy na rozdrożu’ metaforę pojęciową MIŁOŚĆ TO PODRÓŻ. Myślę o Lakoffie i Johnsonie, którzy w starym już jak świat dziele wyodrębnili ją m.in. na podstawie powyższego zdania, jak również innych, typu: ‘Spójrz, jak daleko zaszliśmy’ czy ‘Nie możemy teraz zawrócić’. Będę wdzięczna, jeśli ktoś przekonująco uargumentuje, że – w istocie – zdań takich używa się, gdy rzecz (rozmowa) tyczy s miłości.

3.
Nie wiem zatem, co się dzieje w świecie. I czuję, że jestem fałszywa. Nazywam siebie humanistką, a zamykam horyzonty, zamiast je otwierać. Wolę patrzeć na jednostki, te obok mnie, świdrować je oczami, starając się przy okazji być empatyczną. Wieje ode mnie egzystencjalizmem. Ból istnienia już czuję, a pewnie niedługo zacznę twierdzić, że język jest wytworem indywidualnym, nie społecznym. Chodzi mi oczywiście o pseudoegzystencjalizm – ci Wielcy na pewno wiedzieli, co się dzieje w świecie.

4.
To jeszcze nie koniec. Irytuje mnie powódź literek. Napływają one z każdej strony i przyduszają tak, że oddech – nawet jeden, maleńki – złapać trudno. Gorzej; bolą błędy ortograficzne, boli nieporadny styl i wielkie samouwielbienie, które rośnie wprost proporcjonalnie do ilości potknięć logiczno-merytoryczno-językowych. I znów to samo. Ociekam hipokryzją. Sama piszę i sama zaśmiecam tę publiczną internetową przestrzeń. Więcej, czasem czytam, jak pisali bądź piszą przedstawiciele inteligencji z tych czasów, kiedy na studia nie szli jeszcze wszyscy. I jest mi wstyd. I wiem, że nigdy nie będę takim żonglerem a jednocześnie inżynierem słowa jak oni. Zewsząd słyszę głosy, że dobry komunikat to krótki komunikat. Że najlepiej pisać zdaniami pojedynczymi, a całą myśl zawrzeć w lidzie. Że więcej i tak dzisiejsza młódź nie przeczyta. Nie przeczyta – jestem żywym tego przykładem. Dlatego nie chcę krytykować ani świata, który idzie na przód i rozwija się, bo musi się rozwijać, bo „tak to już jest”, ani siebie, choć i tak zawsze to robię.

5.
Sądzę po prostu, że gdyby konstruowanie zdań wielokrotnie złożonych nie odeszło do lamusa, lepiej by się nam wszystkim myślało. Wkładałoby się wtedy więcej wysiłku w „produkcję” komunikatu, trzeba by mieć więcej samodyscypliny, więcej wreszcie uwagi poświęcałoby się takiej wypowiedzi, a szare komórki mogłyby trenować na olimpijskim poziomie. W zdaniach wielokrotnie złożonych widzę nadzieję.


post scriptum
Zainteresowanym i tym, którzy nie boją się czytać po portugalsku, polecam ciekawe opinie na temat tego, po co myśleć, sformułowane m.in. przez Boaventurę de Sousę Santosa: Por que pensar?